10/09/2024
Szef sejmowej komisji gospodarki i rozwoju ujawnił, iż w rządzie trwają rozmowy nad możliwością wprowadzenia podatku wojennego. Każdy obywatel zapłaciłby taką samą kwotę.
Przypomnijmy, że na 2025 rok rząd zaplanował rekordowy deficyt budżetowy w wysokości aż 289 mld zł, przy niespotykanych dotąd wydatkach rządowych na poziomie aż 921 mld zł.
Tak duże manko w budżecie państwa skłania rządzących do poszukiwania coraz to nowszych źródeł dochodów. I chociaż nie zawsze mówi się o tym otwarcie, to rąbka tajemnicy uchylają czasem nieopatrzne wypowiedzi tych bardziej "gadatliwych" polityków.
Tak było też w przypadku Ryszarda Petru, szefa sejmowej komisji gospodarki i rozwoju, który w rozmowie z Polską Agencją Prasową ujawnił, iż w kręgach rządowych trwają nieformalne rozmowy na temat wprowadzenia nowego podatku. I choć Ryszard Petru zaprzecza, to jednocześnie potwierdza, iż:
"Nie słyszałem o jakichkolwiek pomysłach nowych podatków. Jedynym, o którym się cicho rozmawia, jest ewentualny podatek wojenny, gdyby sytuacja uległa zaostrzeniu."
W odpowiedzi na informacje ujawnione przez Ryszarda Petru, Ministerstwo Finansów poinformowało, że formalnie nie prowadzi prac nad takim podatkiem. Minister Finansów nie zdementował jednak informacji o nieformalnych "rozmowach" prowadzonych na ten temat w kręgach rządowych.
Co ciekawe, w wywiadzie udzielonym dla PAP, przewodniczący Komisji Gospodarki przekazał nawet garść szczegółów dotyczących nowej daniny. Według polityka, podatek wojenny miałby bowiem być płacony przez każdego Polaka w jednakowej kwocie:
"Gdyby sytuacja się zaostrzała, to przejściowo na rok czy dwa wprowadza się taki jedno czy dwurazowy podatek, w ramach którego każdy płaci taką samą kwotę, którą przeznacza się na konkretny projekt zbrojeniowy, jak np. tarcza czy lotnictwo."
Założenie o "przejściowości" takiego podatku, Ryszard Petru powtórzył potem jeszcze raz, zapewniając, że nowa danina nie mogłaby zostać wprowadzona na trwałe. W tym miejscu warto jednak przypomnieć, czego uczy nas historia. Niemal każdy bowiem tzw. "przejściowy" podatek stawał się w rzeczywistości podatkiem niezwykle trwałym.
"Przejściowym" podatkiem był np. podatek Belki wprowadzony przez rząd SLD-PSL w roku 2002. Po 22 latach od jego wprowadzenia nikt już nie pamięta o jego "przejściowości".
Podobnie było ze stawką VAT podwyższoną do 23% przez rząd PO-PSL w roku 2011. Zgodnie z pierwotnie uchwalonymi przepisami, podwyższona stawka VAT miała obowiązywać jedynie przez 3 lata. Podatki jednak nie lubią wracać do niższych poziomów. Po upływie 14 lat podwyższona stawka VAT wciąż obowiązuje.
Pouczająca jest również historia samego podatku dochodowego. Podatek ten istnieje od zaledwie 225 lat i po raz pierwszy wprowadzony został w Wielkiej Brytanii w roku 1799 w celu... sfinansowania wojny z Francją. Nowy podatek miał być, rzecz jasna, jedynie przejściowy, lecz pozostał na Wyspach do dziś. Co istotne, początkowo maksymalna stawka nowego podatku wynosiła zaledwie 10%, jednak w czasie I wojny światowej wzrosła już do 30%. Co ciekawe, rząd nie dotrzymał złożonych wówczas obietnic o "przejściowej" wojennej podwyżce i po zakończeniu wojny stawka PIT nie wróciła już do poprzednich poziomów. Następnie, podczas II wojny światowej, stawka podatku dochodowego wzrosła do 50%, aby po wojnie spaść do... 45%. Ta przejściowość utrzymuje się na Wyspach do dziś.
Gdy słyszymy zatem polityków zapewniających nas o nowych, acz "przejściowych" i "jednorazowych" podatkach, trzymajmy się mocno za portfele i - ucząc się na przeszłości - pamiętajmy, że nie istnieje coś takiego jak "podatek przejściowy". Istnieją jedynie preteksty do ustanawiania coraz wyższych i trwałych obciążeń fiskalnych.
Jeśli chcesz otrzymywać bieżące informacje na ten temat, zapisz się na nasz newsletter:
Zobacz również: | Jak uniknąć podwyżki składek ZUS? |
Nowe opłaty za korzystanie z dróg w Polsce | |
Rząd likwiduje ulgę podatkową dla firm | |