27/03/2013
Za używanie służbowego auta każdy pracownik zapłaci dodatkowy podatek. Co miesiąc wynagrodzenie pracownika będzie pomniejszane o kwotę 45 zł - 90 zł w zależności od pojemności silnika samochodu.
Tak wyglądają założenia do projektu ustawy o ułatwieniu warunków wykonywania działalności gospodarczej opracowanego przez Ministerstwo Gospodarki. Zgodnie z tymi założeniami każdy pracownik korzystający ze służbowego auta ma płacić co miesiąc dodatkowy ryczałtowy podatek dochodowy. Pobór nowego podatku odbywać się będzie za pośrednictwem pracodawcy, który będzie pomniejszał pensję pracownika o kwotę dodatkowego podatku.
O jakich kwotach jest mowa? W ramach uzgodnień międzyresortowych, Ministerstwo Finansów proponuje dwie stawki podatku, w zależności od pojemności skokowej silnika. Jeżeli pracownikowi oddano do użytku samochód z silnikiem o pojemności do 2000 cm3, kwota podatku wyniesie 45 zł. Jeśli zaś silnik ma pojemność większą od 2000 cm3, pracownik zapłaci podatek 2 razy wyższy, tj. w kwocie 90 zł miesięcznie.
W skali roku, każdy pracownik zapłaci więc dodatkowy podatek w kwocie 540 zł lub w wariancie "luksusowym" 1080 zł. Ministerstwo szacuje, że po polskich drogach jeździ ok. 800 tys. służbowych aut. Oznacza to, że roczne wpływy do budżetu z nowego podatku wyniosą 432 - 864 mln zł.
Jak ustalono stawki nowego podatku w kwocie 45 zł i 90 zł miesięcznie? Ministerstwo założyło, że każdy pracownik korzystający ze służbowego auta, korzysta z niego również do celów prywatnych. Założyło również, iż w celach prywatnych, każdy pracownik miesięcznie przejeżdża średnio 300 km. Ten dystans pomnożony przez ustawową stawkę kilometrówki w kwocie 0,8358 zł/km, daje 250,74 zł, który według ministerstwa jest dochodem pracownika podlegającym opodatkowaniu. Podatek od tego dochodu wyniesie więc 45 zł. Dla wyższej stawki (90 zł) Ministerstwo nie siliło się na żadne uzasadnienia. Dla większych silników po prostu ustalono dwukrotność normalnej stawki.
Problem jednak polega na tym, że nie każdy pracownik korzystający ze służbowego auta, wykorzystuje go do celów prywatnych. I nie każdy wykorzystuje go w jednakowym zakresie. Taki ryczałtowy podatek przypomina więc raczej obowiązkową składkę, która niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwym systemem podatkowym.
Zdaniem ministerstwa, nowe przepisy nie wprowadzają jednak nowego podatku a jedynie upraszczają sposób naliczania podatku już istniejącego. Według ministerstwa to wszystko dla naszego dobra, ponieważ od tej pory będzie łatwiej i taniej. Każdy zapłaci tyle samo i nie będzie problemu ze żmudnymi wyliczeniami.
Problem jednak w tym, że do tej pory pracodawcy w umowach z pracownikami zastrzegali często, iż samochód służbowy nie może być wykorzystywany do celów prywatnych. Dlatego też pracownicy nie płacili żadnego podatku. Zgodnie z nowymi przepisami, każdy pracownik, któremu oddano do dyspozycji służbowe auto, będzie zmuszony do zapłaty zryczałtowanego podatku, niezależnie od tego czy rzeczywiście wykorzystuje samochód do celów prywatnych. Zapłaci również wtedy, gdy do celów prywatnych auta nie wykorzystuje lub wykorzystuje w dużo mniejszym zakresie, niż założył to pan minister.
Odpowiedź na pytanie, czy nowe przepisy ułatwią życie obywatelowi zawarta jest z resztą w samym uzasadnieniu do projektu, w którym czytamy m.in. że:
"Korzyści w tym zakresie osiągnie również budżet państwa."
Chyba nie musimy tłumaczyć tej prostej zależności, że korzyści finansowe budżetu państwa są odwrotnie proporcjonalne do zawartości naszych portfeli. Jeśli zatem na zmianie takiej zyskuje budżet państwa, to stracić musi opodatkowany obywatel.
Co ciekawe, przepisy dotyczące wprowadzenia nowego podatku zawarte zostały w ramach ustawy o ułatwieniu warunków wykonywania działalności gospodarczej nazywanej powszechnie czwartą ustawą deregulacyjną. Zważając na skutki, jakie niosą ze sobą nowe przepisy, zarówno jedna, jak i druga nazwa może wydać się primaaprilisowym żartem. Ustawa jednak żartem nie jest, bowiem na tym właśnie, wg niektórych polityków, polega deregulacja i ułatwianie warunków prowadzenia działalności - na wprowadzaniu nowych, coraz bardziej kuriozalnych podatków.
Co jeszcze ciekawsze, dokument przedstawiający założenia do projektu ustawy, na samym wstępie przedstawia cel, jaki przyświecał twórcom nowych przepisów. Celowość ustanowienia nowych przepisów zdefiniowano w następujący sposób:
"Celem projektowanej regulacji jest poprawa warunków wykonywania działalności gospodarczej. Służyć temu będzie zniesienie lub ograniczenie niektórych uciążliwych i zbędnych obciążeń administracyjnych i uproszczenie przepisów, które są barierami rozwoju przedsiębiorczości."
Brzmi pięknie, prawda? Poprawa warunków, zniesienie obciążeń, uproszczenie przepisów... Tak właśnie wygląda kolorowe, błyszczące opakowanie nowej ustawy, które zapewne przekażą w świat w sposób bezmyślny media głównego nurtu. Kolejny sukces zostanie odtrąbiony. Tyle opakowanie. A w środku? W środku właściwy produkt - nowy podatek. Pytanie za dziesięć punktów: Czy kolejne obciążenie fiskalne ma na celu poprawę warunków prowadzenia działalności gospodarczej? A może jest elementem procesu upraszczania przepisów? Nie, pójdźmy dalej, ustawodawcy na pewno chodzi o to, iż wprowadzenie nowych obciążeń ma na celu... zniesienie obciążeń.
Zobacz również: | Jak zarejestrować firmę za granicą? |
Kasa fiskalna obowiązkowa dla małych firm | |
Prowokacje skarbówki |