17/06/2015
To już kolejny rok z rzędu, gdy bankrutujący ZUS wypłaca swoim pracownikom zawrotne sumy w postaci dodatkowych nagród pieniężnych. Tym razem ZUS nieomal pobił kwotowy rekord sprzed 2 lat.
Przypomnijmy, iż w 2012 roku ZUS wypłacił swoim urzędnikom extra-premie w łącznej wysokości 212,5 mln zł. Nagrody pieniężne otrzymali wówczas wszyscy pracownicy ZUS (łącznie 46 800 osób). Na jednego pracownika przypadło więc średnio ponad 4500 zł. (sprawę opisywaliśmy tutaj)
W 2013 roku ZUS okazał się nieco bardziej oszczędny, przeznaczając na premie "zaledwie"... 150 mln zł. (szczegóły tutaj)
Wszystko wskazuje jednak na to, że czas oszczędności minął. W roku 2014 ZUS przeznaczył bowiem na dodatkowe premie zawrotną sumę aż... 210 mln zł.
Jak donosi SE, w dokumencie uzasadniającym konieczność przyznania nagród, szefostwo ZUS wskazało, iż:
"Nagrody przyznawane są w drodze uznania za wyróżniające wyniki pracy, sumienność, jakość i terminowość pracy, realizację dodatkowych zadań oraz szczególne zaangażowanie w wykonywane zadania."
Po raz kolejny okazało się więc, iż to właśnie ZUS jest najlepszą, najbardziej wydajną, terminową i zaangażowaną w wykonywanie swoich zadań instytucją w kraju. Na to przynajmniej wskazywałaby gigantyczna kwota przeznaczona na pracownicze bonusy.
Czy w 2014 roku pracownicy ZUS dokonali czegoś nadzwyczajnego, co uzasadniało by przyznanie tak gigantycznych premii? Ależ tak! To przecież w roku 2014 przeprowadzono, największą od czasów Bolesława Bieruta, operację nacjonalizacji prywatnego majątku. Majątku zgromadzonego przez Polaków na prywatnych kontach w OFE. I to właśnie ZUS był głównym wykonawcą całej tej operacji.
Przypomnijmy, iż na początku 2014 roku, OFE zostały ustawowo zmuszone do przekazania do ZUS wszystkich posiadanych obligacji, o wartości 153 mld zł. Obligacje te zostały co prawda umorzone i ostatecznie pozostał po nich jedynie wirtualny ślad na elektronicznych kontach emerytalnych w ZUS, lecz sam ZUS przeprowadził całą operację konfiskaty wzorowo. Więc nagroda się należy.
Przypomnijmy również, iż zeszłoroczna "reforma" nie sprowadziła się jedynie do ograbienia naszych kont w OFE z środków zgromadzonych tam w przeszłości. Ostatecznym rezultatem "reformy" jest również marginalizacja znaczenia OFE oraz znaczne zwiększenie wpływów do ZUS (kosztem OFE). A jeśli są dodatkowe wpływy, to muszą być i... dodatkowe premie.
Przypomnijmy, iż nasza składka emerytalna wynosi 19,52% pensji. Jeszcze w 2011 roku, do ZUS przekazywane było 12,22% naszej pensji, zaś do OFE trafiało pozostałe 7,3% pensji.
Dziś, po tzw. "reformie", ZUS otrzymuje aż 16,6%, a OFE jedynie 2,92%. Przy czym konto w OFE zasilane jest tylko wtedy, gdy ubezpieczony złożył odpowiednie oświadczenie. Takich osób jest zaledwie 2,5 mln. W przypadku pozostałych 14 mln osób, cała składka emerytalna (19,52%) trafia obecnie do ZUS.
To wszystko razem sprawia, iż konta w OFE zasilane są obecnie dużo mniejszą kwotą pieniędzy niż kiedyś. Cały ten ubytek trafia bowiem do... kasy ZUS. O jakie pieniądze chodzi?
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi obecnie 4054,84 zł brutto. Przed "reformą" na konta w OFE trafiało 7,3% dochodu każdego z 16,5 mln ubezpieczonych:
4054,84 * 7,3% * 16,5 mln * 12 miesięcy = 58,6 mld zł
Obecnie na konta w OFE trafia składka jedynie od 2,5 mln ubezpieczonych. I trafia tam jedynie 2,92% pensji:
4054,84 * 2,92% * 2,5 mln * 12 miesięcy = 3,6 mld zł
Widzimy więc, że każdego roku do OFE trafia o 55 mld zł mniej. Ta sama kwota jest jednocześnie dodatkowym strumieniem zasilającym... kasę ZUS. Zatem operacja się udała. Nasze konta w OFE są zasilane ochłapami, a ZUS dostaje dodatkowe 55 mld zł rocznie. Czymże są w takiej sytuacji marne premie w wysokości 210 mln zł?
Zobacz również: | Rejestracja firmy za granicą |
"Emerytur nie będzie" - ostrzega były szef ZUS | |
ZUS pobiera prowizję od składek. Dwa razy wyższą niż OFE. | |